Ponad 1400 wyświetleń *_* Jestem baardzo szczęśliwa :3
Jeżeli wszystko sie uda to w piątek powinnam dodać rozdział napisany w formie pamiętnika Franka :D
Muzyka :3 <---- Jeżeli bardziej chcecie sie wczuć rozdział to macie linka do muzyki :3 xd
Znacie to uczucie kiedy wiecie, że za chwile wszystko sie
spierdoli i nie możecie nic z tym zrobić? Że wszystko o co sie staraliście było
niepotrzebne? No dobra, z tym drugim to troche bez sensu. Ok, sprawa wygląda
tak. Ojciec sie do mnie nie odzywa już od ponad dwóch miesięcy (tak, już jest
październik). Dlaczego? Bo widział mnie z Avril i ucieszył sie że jednak mi
przeszło z Frankiem, a ja mu uświadomiłem, że nadal z nim jestem i za niedługo
go pozna. Stwierdził że nie chce mieć takiego syna. I co ja moge na to
poradzić? Ogółem nic. Nawet nie wiecie jak mi zależy żeby mnie akceptował.
Tak czy inaczej. W szkole jak na razie wszystko było po
staremu. Ja i Frank trzymaliśmy sie razem, często gadaliśmy z Avril, o dziwo
jak na razie nikt sie nas nie czepiał...
W sobote podczas śniadania (o ile te płatki Mikey'a w ogóle
można nazwać śniadaniem) myślałem czym sie
zajme w przyszłości. W sumie został mi tylko 1 rok w tej budzie, więc
warto byłoby sie zacząć zastanawiać. Miałem talent plastyczny, więc mógłbym
pójść na jakiś kierunek z tym zwiazany, ale co bym potem robił? Rysował
kreskówki? Nie dzięki. Wtedy dowiedziałem sie że Frankie to potrafi człowieka
zaskoczyć. Zadzwonił telefon.
-Gee!! Jestem genialny!!-usłyszałem
-Frank, nie wydzieraj sie. Ja cie dobrze słysze-odparłem
-Wybacz-powiedział ciszej-Załóżmy zespół
Przyznaje sie, ten pomysł tak mnie zaskoczył że troche
oplułem stół tymi płatkami, a Mikey popatrzył na mnie dość zdziwiony.
-Zespół? Dobrze sie czujesz?
-Ale, Gee, to nasza szansa!
-Masz zamiar pójść do jakiegoś studia, powiedzieć "Chce
wydać płyte razem z moim zespołem"?-spytałem sarkastycznie
-Nie tak od razu... Wpierw pogadać z panią z muzyki,
zobaczymy co ona powie...
-A kto byłby w tym zespole?-wtrąciłem
-Ja, ty, Ray...I jeszcze wokal i perkusista.
-Chyba jestem głupi że ci ulegam. A śpiewać moge ja. A Mikey
umie grać na gitarze basowej. Czyli brakuje tylko perkusisty.
-Ten nowy..Bob, gra na perkusji. Może sie z nim zgadamy?
-Boże, Frankie... Rób co chcesz i tak wątpie żeby nam wyszło
Rozłączyliśmy sie, a ja poszedłem po ścierke i zacząłem
wycierać to co wyplułem.
-Co sie stało?-spytał Mikey
-Jesteśmy w zespole
-Co???-zdziwił sie-Jakim zespole? O co chodzi?
-Frankie wpadł na pomysł żeby założyć zespół.
-I jak go nazwiemy? "Debile nad debilami" ?
-To je Frank, tego nie ogarniesz-odparłem uśmiechając sie
Zespół... Nie sądziłem, że Frank może wpaść na aż tak głupi
pomysł. Spróbuj w tych czasach sie wybić. Do tego wyglądamy jak emo. Czym on
mnie jeszcze zaskoczy?
-Ej, ale to nie jest w sumie taki głupi pomysł-stwierdził po
chwili ciszy Mikey
O Boże. Co Frankie zrobił mojemu bratu? Wyprał mu mózg?
Gdzie sie podziały plany Mikey'a ? Miał iść na studia i zostać.. nie wiem kim,
ale na pewno nie basistą jakiegoś zespołu!
-Błagam cie... Serio myślisz że sie uda?
-No póki nie spróbujemy to nie zobaczymy...
Powinienem nauczyć sie odmawiać. Dowiedziałem sie że jak
Frank sie uprze, to nic go nie powstrzyma. Pogadał z Bobem który stwierdził że
zespół to dobry pomysł, a potem poszedł to obgadać z panią z muzyki. I co z
tego wyszło? Musimy napisać jakąś piosenke, zaprezentować ją pani i jeżeli jej
sie spodoba to wystąpimy na jakimś apelu. Ja pierdole, kiedyś nie wytrzymam
psychicznie przez tego skrzata.
W sobote umówiliśmy sie wszyscy w domu Franka, żeby napisać
piosenke i nuty. Chujowa robota. Po wielu staraniach udało nam sie napisać
piosenke (sam tytuł wskazuje że jest dziwna "Vampires will never hurt
you"...). Na próbie dowiedziałem sie, że mam naprawde fajny głos...
W poniedziałek po lekcjach wystąpiliśmy przed panią z
muzyki.
-No nieźle-uśmiechnęła sie-W szkole brakowało takiego
brzmienia-No i Gerard nie wiedziałam że masz taki głos
I tym sposobem musimy wystąpić przed całą szkołą. CAŁĄ.
Jeśli coś sie nie uda (na przykład potkne sie o kabel) to zrobimy sobie wioche
do końca szkoły. Oczywiście, Frankie jest do tego optymistycznie nastawiony.
Nadszedł dzień koncertu. O dziwo, nie stresowałem sie aż
tak. No może troche. Jakiś stres zawsze jest, ale myślałem że będzie gorzej.
Najbardziej z nas stresował sie chyba Mikey. Oczywiście, jako kochany starszy
brat musiałem go wspierać (powiedziałem mu mniej więcej że jeśli coś nie
wyjdzie to i tak bardziej będą wypominali to mi niż jemu).
Podczas występu nie zdarzyło sie nic niemiłego (co było dość
zaskakujące). A bardziej zaskakujące było to, że występ sie podobał. Poważnie.
Ludzie wstali i zaczęli bić brawa (nawet Michael!).
Kiedy byliśmy już po za sceną, usłyszeliśmy panią z muzyki
mówiącą do całej tej "publiki":
-Prawda, że mają talent? Chcecie więcej ich występów?
No i tym sposobem sie wkopaliśmy. Zostaliśmy zespołem. Jaka
nazwa? Nie, nie nazwaliśmy go "Debile nad debilami". Chociaż nazwe
też wymyślił Mikey. My Chemical Romance. Czytał jakąś książke i mu sie to
rzuciło w oczy więc podzielił sie tym pomysłem z nami. Ale nazwa faktycznie
fajna. Znaczy, nawet fajna. Zależy jak na to patrzeć. Dobra, nie ważne.
Przez jeden głupi występ staliśmy sie lubiani. Jak dla mnie
to coś zupełnie nowego. Nigdy, przenigdy nie byłem lubiany w szkole. Chyba z
wiadomych przyczyn. A po za tym nie zależało mi na tym żeby być lubianym. Chciałem
być po prostu sobą.
Od teraz co tydzień spotykaliśmy sie u Franka i robiliśmy
próby. Szczerze mówiąc, na początku Bob, wydawał nam sie taki spokojny i w
ogóle... Ale jak go poznaliśmy lepiej okazało sie że jest dokładnie taki jak
my. Szczególnie zakumplował sie z Mikey'em.
Pani z muzyki powiedziała, że może pogadać ze swoim znajomym
z wytwórni i może będzie chciał wydać naszą płyte.
Jeżeli by sie nam udało to bylibyśmy... sławni.