środa, 27 lutego 2013

Rozdział 24

W szkole w zeszycie zaczęłam pisać kolejny rozdział xd Nie jest źle :P
Ponad 1400 wyświetleń *_* Jestem baardzo szczęśliwa :3
Jeżeli wszystko sie uda to w piątek powinnam dodać rozdział napisany w formie pamiętnika Franka :D
Muzyka :3 <---- Jeżeli bardziej chcecie sie wczuć rozdział to macie linka do muzyki :3 xd



Znacie to uczucie kiedy wiecie, że za chwile wszystko sie spierdoli i nie możecie nic z tym zrobić? Że wszystko o co sie staraliście było niepotrzebne? No dobra, z tym drugim to troche bez sensu. Ok, sprawa wygląda tak. Ojciec sie do mnie nie odzywa już od ponad dwóch miesięcy (tak, już jest październik). Dlaczego? Bo widział mnie z Avril i ucieszył sie że jednak mi przeszło z Frankiem, a ja mu uświadomiłem, że nadal z nim jestem i za niedługo go pozna. Stwierdził że nie chce mieć takiego syna. I co ja moge na to poradzić? Ogółem nic. Nawet nie wiecie jak mi zależy żeby mnie akceptował.
Tak czy inaczej. W szkole jak na razie wszystko było po staremu. Ja i Frank trzymaliśmy sie razem, często gadaliśmy z Avril, o dziwo jak na razie nikt sie nas nie czepiał... 
W sobote podczas śniadania (o ile te płatki Mikey'a w ogóle można nazwać śniadaniem) myślałem czym sie  zajme w przyszłości. W sumie został mi tylko 1 rok w tej budzie, więc warto byłoby sie zacząć zastanawiać. Miałem talent plastyczny, więc mógłbym pójść na jakiś kierunek z tym zwiazany, ale co bym potem robił? Rysował kreskówki? Nie dzięki. Wtedy dowiedziałem sie że Frankie to potrafi człowieka zaskoczyć. Zadzwonił telefon.
-Gee!! Jestem genialny!!-usłyszałem
-Frank, nie wydzieraj sie. Ja cie dobrze słysze-odparłem
-Wybacz-powiedział ciszej-Załóżmy zespół
Przyznaje sie, ten pomysł tak mnie zaskoczył że troche oplułem stół tymi płatkami, a Mikey popatrzył na mnie dość zdziwiony.
-Zespół? Dobrze sie czujesz?
-Ale, Gee, to nasza szansa!
-Masz zamiar pójść do jakiegoś studia, powiedzieć "Chce wydać płyte razem z moim zespołem"?-spytałem sarkastycznie
-Nie tak od razu... Wpierw pogadać z panią z muzyki, zobaczymy co ona powie...
-A kto byłby w tym zespole?-wtrąciłem
-Ja, ty, Ray...I jeszcze wokal i perkusista.
-Chyba jestem głupi że ci ulegam. A śpiewać moge ja. A Mikey umie grać na gitarze basowej. Czyli brakuje tylko perkusisty.
-Ten nowy..Bob, gra na perkusji. Może sie z nim zgadamy?
-Boże, Frankie... Rób co chcesz i tak wątpie żeby nam wyszło
Rozłączyliśmy sie, a ja poszedłem po ścierke i zacząłem wycierać to co wyplułem.
-Co sie stało?-spytał Mikey
-Jesteśmy w zespole
-Co???-zdziwił sie-Jakim zespole? O co chodzi?
-Frankie wpadł na pomysł żeby założyć zespół.
-I jak go nazwiemy? "Debile nad debilami" ?
-To je Frank, tego nie ogarniesz-odparłem uśmiechając sie
Zespół... Nie sądziłem, że Frank może wpaść na aż tak głupi pomysł. Spróbuj w tych czasach sie wybić. Do tego wyglądamy jak emo. Czym on mnie jeszcze zaskoczy?
-Ej, ale to nie jest w sumie taki głupi pomysł-stwierdził po chwili ciszy Mikey
O Boże. Co Frankie zrobił mojemu bratu? Wyprał mu mózg? Gdzie sie podziały plany Mikey'a ? Miał iść na studia i zostać.. nie wiem kim, ale na pewno nie basistą jakiegoś zespołu!
-Błagam cie... Serio myślisz że sie uda?
-No póki nie spróbujemy to nie zobaczymy...

Powinienem nauczyć sie odmawiać. Dowiedziałem sie że jak Frank sie uprze, to nic go nie powstrzyma. Pogadał z Bobem który stwierdził że zespół to dobry pomysł, a potem poszedł to obgadać z panią z muzyki. I co z tego wyszło? Musimy napisać jakąś piosenke, zaprezentować ją pani i jeżeli jej sie spodoba to wystąpimy na jakimś apelu. Ja pierdole, kiedyś nie wytrzymam psychicznie przez tego skrzata.
W sobote umówiliśmy sie wszyscy w domu Franka, żeby napisać piosenke i nuty. Chujowa robota. Po wielu staraniach udało nam sie napisać piosenke (sam tytuł wskazuje że jest dziwna "Vampires will never hurt you"...). Na próbie dowiedziałem sie, że mam naprawde fajny głos...
W poniedziałek po lekcjach wystąpiliśmy przed panią z muzyki.
-No nieźle-uśmiechnęła sie-W szkole brakowało takiego brzmienia-No i Gerard nie wiedziałam że masz taki głos
I tym sposobem musimy wystąpić przed całą szkołą. CAŁĄ. Jeśli coś sie nie uda (na przykład potkne sie o kabel) to zrobimy sobie wioche do końca szkoły. Oczywiście, Frankie jest do tego optymistycznie nastawiony.
Nadszedł dzień koncertu. O dziwo, nie stresowałem sie aż tak. No może troche. Jakiś stres zawsze jest, ale myślałem że będzie gorzej. Najbardziej z nas stresował sie chyba Mikey. Oczywiście, jako kochany starszy brat musiałem go wspierać (powiedziałem mu mniej więcej że jeśli coś nie wyjdzie to i tak bardziej będą wypominali to mi niż jemu).
Podczas występu nie zdarzyło sie nic niemiłego (co było dość zaskakujące). A bardziej zaskakujące było to, że występ sie podobał. Poważnie. Ludzie wstali i zaczęli bić brawa (nawet Michael!).
Kiedy byliśmy już po za sceną, usłyszeliśmy panią z muzyki mówiącą do całej tej "publiki":
-Prawda, że mają talent? Chcecie więcej ich występów?
No i tym sposobem sie wkopaliśmy. Zostaliśmy zespołem. Jaka nazwa? Nie, nie nazwaliśmy go "Debile nad debilami". Chociaż nazwe też wymyślił Mikey. My Chemical Romance. Czytał jakąś książke i mu sie to rzuciło w oczy więc podzielił sie tym pomysłem z nami. Ale nazwa faktycznie fajna. Znaczy, nawet fajna. Zależy jak na to patrzeć. Dobra, nie ważne.
Przez jeden głupi występ staliśmy sie lubiani. Jak dla mnie to coś zupełnie nowego. Nigdy, przenigdy nie byłem lubiany w szkole. Chyba z wiadomych przyczyn. A po za tym nie zależało mi na tym żeby być lubianym. Chciałem być po prostu sobą.
Od teraz co tydzień spotykaliśmy sie u Franka i robiliśmy próby. Szczerze mówiąc, na początku Bob, wydawał nam sie taki spokojny i w ogóle... Ale jak go poznaliśmy lepiej okazało sie że jest dokładnie taki jak my. Szczególnie zakumplował sie z Mikey'em.
Pani z muzyki powiedziała, że może pogadać ze swoim znajomym z wytwórni i może będzie chciał wydać naszą płyte.
Jeżeli by sie nam udało to bylibyśmy... sławni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz