piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 22



 Dzisiaj długi rozdział ;3 Chyba faktycznie zrobie jeden rozdział jako pamiętnik Franka xd ale to za jakiś czas ;3 będzie taka.. niespodzianka :P

Kiedy sie obudziłem, Frankie znowu na mnie leżał, tylko tym razem już nie spał. No tak, Gerard najlepsza poduszka.
-Oo już nie śpisz-uśmiechnął sie i zaczął całować moją szyje, a ja cicho jęknąłem
-Która godzina?-spytałem
-Coś po 10-odparł i wrócił do całowania mojej szyi
Nagle drzwi otworzył Mikey. Kurwa.
-Sorki-speszył sie i szybko wyszedł
To sie nazywa szczęście. Zobaczyć brata, w dość.. dziwnej sytuacji to dla niego musiał być szok...
-Chyba trzeba będzie mu to wyjaśnić-stwierdził Frank
-Ale to później-uśmiechnąłem sie i go pocałowałem
W końcu wstaliśmy i zeszliśmy na dół. Mikey przygotowywał płatki. Teraz taka ciekawostka. Mikey mnie zawsze bawił, ponieważ w wieku 10 lat pokochał jednorożce. I nadal je kocha. I oczywiście płatki ma z jednorożcem na pudełku.
-Mikey... przepraszam za tą sytuacje-zacząłem
-Nie ma sprawy. Nie powinienem tak wchodzić do twojego pokoju-wtrącił
-Daj troche tych płatków-uśmiechnąłem sie
-A wszedłem do twojego pokoju, bo zostawiłeś telefon w salonie i ktoś 4 razy dzwonił
Poszedłem sprawdzić. Mama. Szybko oddzwoniłem.
-Gerard, skarbie, mam prośbe. Musiałam wyjechać do babci bo chora jest i chciałabym żebyś chodził tam do mnie czasami i kwiatki mi podlewał
-Babcia jest chora? A co jej jest?
-Zapalenie jakieś czy coś...A wiesz, że u niej to niebezpieczne. Musze sie nią zając. Wróce jak najszybciej. Pozdrów Mikey'a. Buziaczki.
Wróciłem do kuchni. Powiedziałem o tej sytuacji Mikey'owi.
-Dobra, ja sie zwijam, umówiłem sie z dziewczyną-uśmiechnął sie Mikey
Z Frankiem położyliśmy sie na kanapie oglądając jakąś komedie.
-Frankie.. Kiedy porozmawiasz z rodzicami?-spytałem
-Na razie nie chce..-odparł-Wywalili mnie z domu. Własnego syna.
Przytuliłem sie do niego. Fajnie czuć że jesteś dla kogoś ważny. I że ten ktoś jest przy tobie. Że w każdej chwili możesz sie przytulić, wygadać.
-Gee... Znowu mnie nie słuchasz
Kurwa. Jak już myślisz to przy okazji słuchaj co do ciebie mówią. Kiedyś przegapisz coś ważnego, bo będziesz... myślał.
-Wybacz. Myślałem o tobie-uśmiechnąłem sie-Jestem głodny
-Ja w sumie też
Poszliśmy do kuchni. Dawno nie robiłem zakupów, więc Mikey zdążył zjeść większość lodówki. Taki drobny, a tyle je. A biedny Gerard musi zapierdalać po zakupy.
-Zamawiamy pizze?-spytałem
-Jasne-uśmiechnął sie
Potem rozłożyliśmy sie z pizzą u mnie w pokoju. Zamówiliśmy największą więc kilka kawałków zostało dla Mikey'a.
-Wiesz co Gee...-zaczął-Kocham cie
Uśmiechnąłem sie.
-Ja ciebie też-nachyliłem sie i go pocałowałem

Rano  obudziłem sie i tym razem wyjątkowo  ja leżałem na Franku. On już nie spał i bawił sie moimi włosami. Przypomniało mi sie że zbliżają sie jego urodziny. Chciał zorganizować małe "przyjęcie" u siebie w domu, więc miejmy nadzieje że uda sie wszystko naprawić do tego czasu.
-Gee, śpisz?-spytał szeptem
-Nie-odpowiedziałem
-To dobrze. Zejdź ze mnie bo musze do kibla-zaśmiał sie
Podniosłem sie żeby mógł wstać, a sam dalej leżałem.
Pozostawał problem, co kupić temu małemu skrzatowi. Coś wyjątkowego, ale co? O czym on mógł marzyć po za gitarą? Znam go tak dobrze, a jednak nie wiem co mu kupić. Mówił coś o płycie Nirvany, ale to raczej mało wyjątkowy prezent.
-Śpiąca królewno, może już wstaniesz?-spytał z uśmiechem Frank stojąc w drzwiach
-Drogi królewiczu, jest dopiero 10-odpowiedziałem
Podszedł do łóżka.
-No nie marnuj dnia-stwierdził
W końcu po dłuższych namowach wstałem.
-Dzisiaj pójde pogadać z rodzicami-poinformował mnie
Osobiście nie wiedziałem czy to dobry pomysł. Bałbym sie na jego miejscu. Skoro wiecznie są pijani, nie wiadomo co im strzeli do głowy. Wcześniej chciałem żeby z nimi porozmawiał, ale teraz nie jestem do tego przekonany.
-Gerard, weź przestań myśleć-wyrwał mnie z rozmyślań-Mikey jeszcze śpi?
-Pewnie tak-stwierdziłem-Frank, nie wiem czy to dobry pomysł żebyś szedł do rodziców
-Kiedyś musze z nimi pogadać.
W końcu jednak mnie nie posłuchał i po śniadaniu poszedł do domu rodziców. Musze przyznać, martwiłem sie jak cholera. Frankie wydawał sie być tak drobny i delikatny, że nawet wiatr mógłby go przewrócić. Ale to było urocze. Dla mnie przynajmniej. Był osobą którą mogłem sie zaopiekować. Jak Mikey. A właśnie... Mój kochany braciszek nadal nie wstał. Gdybym był chamski to bym go obudził. A jestem chamski. Po cichu wszedłem do jego pokoju. Kurwa, jaki bajzel. Jeszcze gorzej niż u mnie. Prawie potknąłem sie o jakieś ciuchy leżące na ziemi.
-Gerard, nie jestem debilem, wiem, że tu jesteś-usłyszałem
Cholera. Mój genialny plan sie nie powiódł. Delikatnie sie podniósł.
-Przygotuj mi płatki.-poprosił
-Nie chcesz obiadu?-zdziwiłem sie
-Zależy co jest
-Naleśniki. Frankie specjalnie przygotował-uśmiechnąłem sie
Kolejna rzecz która łączy mnie i Mikey'a. Zrobimy wszystko dla naleśników. Najlepiej takich z czekoladą. Chłopak zerwał sie z łóżka i przebiegł mi przed nosem. Magia.
Chwile później wrócił Frank. Rozmowa musiała trwać tylko chwile, nie było go raptem 40 minut.
-Zatrzasnęli mi drzwi przed nosem-wyjaśnił
Ok.. Tego już chyba za wiele czyż nie? Nawet moi rodzice nie byli w stosunku do mnie, aż tacy chamscy.
-Może pójdziesz do nich z Gerardem?-wtrącił Mikey jedząc czwartego naleśnika
-To by chyba tylko pogorszyło sprawe-stwierdziłem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz